Blog > 2012-02-05CzyPotrzebnaNamEdukacjaPaństwowaZwanaDarmową

Czy potrzebna nam edukacja państwowa, zwana darmową?

Ostatecznej odpowiedzi na to pytanie pewnie nie uda mi się udzielić. Warto jednak przypomnieć sobie kilka faktów.

W latach 90-tych, gdy Polska otworzyła się na zachód, zaczęły do nas spływać nowoczesne technologie, w tym komputery PC. Dziś cała gospodarka pracuje na PC, ale wtedy była to nowość i praktycznie nikt nie uczył się w szkołach jak obsłużyć takie maszyny. Dla wielu były to tak tajemnicze i nowoczesne urządzenia jakby zobaczyli statek obcych. Szok cywilizacyjny.

Jakoś nie przypominam sobie by wówczas rząd ogłosił zakrojony na szeroką skalę program edukacji ludzi w dziedzinie obsługi PC-tów. Nie wprowadzono podatku "na dokształcenie informatyczne społeczeństwa", nie zorganizowano na szeroką skalę państwowych kursów, szkół czy staży.

Skoro więc państwo nie wyedukowało społeczeństwa w tak przełomowej, nowoczesnej i trudnej dziedzinie (a w tamtych czasach to na prawdę był szok), to czy dziś ludzie są jakoś zacofani?

Nie robiłem badań, ale mam kilka przykładów:

1. Mój Dziadek i Babcia nie mają komputera i nie umieją go obsłużyć. Dziadek w latach 90-tych jeszcze pracował, teraz jest już na emeryturze. Prawda jest jednak taka, że nie jest to im do niczego potrzebne i po prostu tego nie chcą.

2. Moja Mama (50+) nauczyła się sama z pomocą jednego płatnego kursu oraz swoich synków:) Dziś obsługuje Worda, Skype, Excell, Indesign, GIMP itp. W niektórych przypadkach lepiej ode mnie:)

3. Mój były Tata (50+) już od początku grał w gry komputerowe bez zahamowań. W pracy jednak komputer nie był Mu to bardzo potrzebny, więc poza rozrywką nie używał go do niczego więcej.

Sięgając nieco dalej w moją i nie tylko Rodzinę i patrząc na osoby 50+ praktycznie nie ma nikogo, kto nie potrafiłby kupić coś przez Allegro, wysłać e-mail czy zrobić praktycznie wszystko to co normalnie robią na komputerze również młodsi, którzy uczyli się podstaw w państwowych szkołach.

Czy brak edukacji informatycznej stał się przyczyną zapaści w narodzie? Wydaj mi się, że absolutnie nie. Wprawdzie pewnych detali starsi pewnie już nie zrozumieją. Nie będą się uczyć komend w DOSie (jak ja w szkole), czy programowania w LOGO (ktoś dziś jeszcze pamięta coś takiego?). I pewnie na zdrowie im to wyjdzie, bo nie zaprzątają sobie głowy mało istotnymi sprawami, ale używają komputerów do swoich celów praktycznie równie sprawnie jak młodsze pokolenie. Każdy dokształcił się sam, na miarę swoich potrzeb i pragnień. Jak ktoś musiał się douczyć ze względu na pracę to to zrobił. Jak ktoś był po prostu ciekawy, to też to zrobił. I w ten sposób, bez obciążeń podatkowych, bez programów nauczania, bez ministerstwa każdy nauczył się tyle ile chciał/potrzebował. Śmiem twierdzić, że stało się to taniej i zdecydowanie bardziej elastycznie niż gdyby zabrało się za to państwo.

Przynajmniej w mojej głowie, po przyjrzeniu się rewolucji informatycznej jaka dokonała się w Polsce wśród ludzi o wieku 30+ w latach 90-tych, rodzi się nieśmiałe pytanie. Czy gdyby państwo przestało uczyć np. pisania i czytania to czy przypadkiem ludzie sami by o to nie zadbali? I to bez drogich w utrzymaniu urzędów i urzędników, komisji egzaminacyjnych i ministerstwa. I to bez kupna drogich, wybieranych przez ministerstwo podręczników, tylko np. z pomocą starszych książek lub samego internetu. I przede wszystkim bez płacenia podatków, które starczyły by na tanią szkołę jeszcze z nawiązką.

Dzieci są różne. Jedne uczą się szybciej inne wolniej. Jedne mają predyspozycje w jednej dziedzinie, inne w drugiej. Czy przypadkiem im również nie wyrządzamy szkody ucząc ich wszystkich tego samego? Czy przypadkiem nie marnujemy talentów, zmuszając genialnego pianistę do nauki historii tak samo jak genialnego historyka? Zwykle dopiero w wieku 18 lat (!) pozwalamy na ewentualne dalsze kształcenie w wąskiej dziedzinie, a przecież to co dobre dla większości nie koniecznie jest dobre dla jednostek.

Komuniści chwalili się, że dzięki PRL w Polsce zlikwidowano analfabetyzm. Jest w tym trochę prawdy, ale warto się temu przyjrzeć trochę szerzej. Czy analfabetyzm nie wynikał przypadkiem z braku zapotrzebowania na czytanie i pisanie? Przecież przed istnieniem PRL nie było jeszcze internetu, telewizji, a radio dopiero raczkowało. Nie było PITów do wypełnienia, umów kredytowych, portali informacyjnych. Książki też były rzadkością, a i o gazetę na wsi nie było tak łatwo. Nie było nawet obowiązkowych dowodów osobistych! To kiedy ludzie mieli okazję coś czytać lub pisać? Nie dziwię się, że część z nich uznawała to za zupełnie zbędne. Jak dziś prawo jazdy - część osób po prostu z niego rezygnuje. Co ciekawe umiejętności liczenia PRL nie musiał tych biednych ludzi uczyć. Liczyć musi umieć każdy kto chce zarobić i nie dać się oszukać. Więc taki rolnik jakoś potrafił się sam nauczyć (bez pomocy państwa) tego co potrzebował do życia, a zbędne rzeczy zwykle po prostu pomijał.

Tak to, chcąc nie chcąc, dochodzę do wniosku, że dzisiejsza obowiązkowa edukacja nie przyczynia się do rozwoju kraju. Wszystko co w ten sposób osiągamy i tak byśmy mieli. I to obawiam się, że taniej oraz lepiej dopasowane do potrzeb rynku pracy oraz potrzeb indywidualnych. Bo nawet jeśli ktoś nie chciałby się nauczyć czytać i pisać to jest to jego problem, a nie problem społeczny. Życie go szybko nauczy, że bez tego ani rusz.

(:commentbox:)

~Victor valley — 29 May 2014, 08:55

dMl1f9 Say, you got a nice blog article.Much thanks again.

~Krzysiek — 09 March 2012, 17:18

Trochę racji jest, ja jednak widzę to tak: Obowiązkowe podstawówki z podstawową wiedzą, a potem szkoły w których decydujemy czego chcemy się uczyć - śmiem twierdzić, że uczęszczałbym nawet na te przedmioty, których nie cierpiałem, gdy musiałem na nie chodzić obowiązkowo.

Z drugiej strony, czy to logiczne, żeby o życiu (np. tym czego chce się dalej uczyć) decydować za młodu kiedy jest się kretynem?

Page last modified on May 29, 2014, at 08:55 AM